Nasza Sawanna
Forum o Królu Lwie :)
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Nasza Sawanna Strona Główna
->
Nasze opowiadania
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Organizacyjne
----------------
Regulamin
Forum
Archiwum...
Nasza Sawanna
----------------
Formalności
Afryka
Nasze Domy
Nasza twórczość
----------------
Nasze Rysunki
Nasze opowiadania
Król Lew
----------------
Król Lew
Postacie
Inne
----------------
Konkursy
Różne
Gry
Kawały i inne śmieszne rzeczy
English Only Forum
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Vikka
Wysłany: Śro 13:41, 20 Wrz 2006
Temat postu:
Tymczasem w całkiem innym miejscu, nawet nie w Afryce, tylko w Europie. Dwaj mężczyźni mieli przed sobą mapę Afryki. Rozmawiali o czymś. Jeden z nich wskazał palcem na miejsce z narysowanym czarnym lwem.
- Trzeba zgromadzić więcej ludzi żeby polować na lwy.
Latia
Wysłany: Sob 19:07, 09 Wrz 2006
Temat postu:
Werane leżała pod drzewem, głęboko i powoli oddychając. Rana na karku nieznośnie ją piekła. Do tego zaczęła ją boleć głowa, i lamparcica miała wrażenie, że jej eksploduje.
~~~~
I kolejne popołudnie bez pożywienia... Daraiel leżała słaba na gałęzi wielkiego drzewa, z pół przymkniętymi oczami. Była wyczerpana. Już przez trzy dni nic nie udało jej się upolować, nie licząc paru malutkich jaszczurek. Dobrze, że o wodę też nie trzeba walczyć, inaczej pantera umarłaby w szybkim okresie czasu. Machała zdesperowana swym brązowym, jak reszta ciała, ogonem i myślała. Matka ją wygnała ze swej ziemi, i co teraz? Młoda lamparcica upolowała w swym życiu wiele dużych zwierząt. Teraz nie potrafiła. Kiedyś robiła to po części dla swojej matki. Była dumna, gdy polowania kończyły się triumfem. Rodzicielka chwaliła ją, z chęcią jadła pokarm załatwiony przez Daraiel. Jednak kiedy córka zaatakowała i dotkliwie poraniła mamę w nagłym przypływie furii, została odepchnięta. Teraz nie umiała się tak mobilizować na polowaniu. Ale postanowiła spróbować, właśnie w tej chwili. Skoro napadła matkę, musiała mieć jakiś powód. I nie miała zamiaru wybaczyć jej wygnania. Nie będzie już nigdy potrzebować pomocy. Nigdy.
Zeszła z drzewa. Skryła się pomiędzy bujnymi trawami sawanny i patrzyła, jak młoda zeberka idzie w jej stronę. Wprawdzie zwierzę było troszkę niepewne, ale mimo wszystko, szło do pantery. Kiedy zeberka znalazła się wystarczająco blisko, lamparcica zaatakowała. Źrebak nie miał praktycznie szans, by przeżyć. W mgnieniu oka Daraiel przegryzła ofiarze tchawicę, wskoczyła z nią na drzewo, i, zadowolona, zaczęła jeść zachłannie źrebaczka.
-Nie potrzebuję cię, matko- wyszeptała z satysfakcją w głosie lamparcica. -Nie potrzebuję nikogo z was wszystkich, by przetrwać.
Pantera czuła, że, będąc na wygnaniu, rozpoczyna się nowy etap w jej życiu... Istotnie.
Vikka
Wysłany: Sob 8:41, 09 Wrz 2006
Temat postu: TLK 0, czyli...
Kontynuujemy opowiadanie TLK 0
Ta opowieść nie zaczyna sie jak każda inna... Nie wydarzyła się wcale dawano temu, ani nie ma w niej mowy o żadnych górach, czy lasach... Ta historia, zdarzyła sie jednak naprawdę, i płynie prosto z serca drapieżnika, który ma więcej do powiedzenia niż wam sie wydaje...
Opowieść ma miejsce na bujnej i zielonej sawannie, która, jak to okreslił kiedyś stary pawian:
-Znajduje sie na końcu swiata i jeden krok dalej...
Amitae biegła przez polanę. Była ona zwyczajną lwicą, o złocistej sierści. Bardzo się śpieszyła. Nagle zatrzymała się przy starym baobabie.
- Jesteś tam?! - zawołała.
Z drzewa zeszła czarna lwica machając wesoło ogonem.
- Jestem, jestem. To co robimy? - odpowiedziała czarna lwica o imieniu Kii.
W odległości kilkunastu metrów od lwic, młoda lampardzica (mam słabość do tych kotów
xP) Werane, przytsaneła aby sprawdzić, dokąd tak śpieszyło się Amitae. Zaczaiła się pośród wysokich traw, i trwała w bezruchu. Jenak sprytna lwica, dostrzegła ją.
-Co tak się chowasz Wera, może do nas dołączysz? - na pyszczku Amitae malował się usmiech.
-Co? Nie dzieki... no... mam jeszcze coś do załatwienia... - Werane plątała się w słowach, jednak głęboko w sercu chętnie by sie przyłączyła.
-No dobra, jak chcesz... - Kii uprzedziła Amitae, wyłaniając się z cienia baobabu, nadal machając ogonem. Lwice jeszcze przez chwilę obserwowały odchodzącą Were. Lampardzica starała sie ne odwracać, dopiero kiedy zasłoniły, ją drzewa, zwolniła kroku i ruszyła w innym kierunku. Na pyszczku Amitae, znów malowało sie pytanie co do Kii.Amitae spojrzała na Kii i spytała:
- Ona wszystkich unika i nigdy nie ma czasu, ale czemu?
- Niewiem... - odpowiedziała Kii i wskoczyła na drzewo - złap mnie!
- Kii, nie mam ochoty na zabawę... - Amitae weszła na drzewo i zaczęła szukać przyjaciółki wśród liści.
- Mam Cię!!! - Kii skoczyła na Amitae i obie spadły z drzewa.
- Co Ci strzeliło do głowy?! - Amitae podniosła się z ziemi i otrzepała.
- Ami, co ty taka poważna jesteś? - Kii spojrzała pytająco na lwiczkę i po chwili odeszła.
- Ehhh, gdyby ona wiedziała... - Amitae szepnęła pod nosem i położyła się pod drzewem.
Kii spojrzała na przyjaciółkę pytająco. Nie chciała sie kłucić, ale martwiło ją zachowanie Amitae. Usiadła obok lwiczki, i obie przez chcwilę milczały. Nagle zza drzewa wyłoniła się potężna postać. Był to lew, o masywnej budowie ciała i ogromnej grzywie. Spojrzał łagodnie na lwiczki.
-Dlaczego się nie bawicie? - spytał Serth. Obie milczały.
- A co cię to obchodzi? - nagle odezwała się Kii.
Serth zdenerwował się trochę, ale powstrzymał się i odszedł.
- O co mu chodziło? Ostatnio jest jakiś dziwny... - Amitae wstała, zamiotła kilka razy ziemię ogonem i poszła do jaskini. Kii pojrzała na siostrę i poszła za nią. W tym czasie Wera, szła przed siebie ze spuszczonym łbem. Była troche zła, że odmówiła lwiczką, jenak nigdy by się przed nimi to tego nie przyznała. Szła wydeptaną ścieżką, pośród soczystej trawy, w miejsce do którego zawsze udawała się gdy chciała pobyć sama, lub porozmawiać z bliska jej osobą. Zrobiła jeszcze kilka kroków, i zatrzymała się przed skałą. Lekko uniosła łep. Wachała sie przez chwilę, lednak w końcu wydusiła z siebie.
-Wiedziałam , że tu będziesz - lampardzica, nie dokońca była pewna swoich słów.
-Nie, to ja wiedziałam, że w końcu do mnie przyjdziesz - odpowiedział jej tajemniczy głos.
Z zarośli wyszła dorosła lampardzica. Usiadła na skalce i spojrzała na Werane.
- No i jak, zdecydowałaś się w końcu? - w jej głosie słychać było kpinę.
- Nie, jeszcze nie - Wera spuściła łeb.
- Jak zwykle, musisz być bardziej... - lampardzica nie dokończyła, gdyż nagle z zarośli wyskoczył Meetty.
- A ty co tu robisz? - krzyknęła rozzłoszczona Wera.
Meetty widząc groźne spojrzenia lampardzic szybko wstał - Ja? Nic, nic, już sobie idę - Meetty zniknął w zaroślach.
-Mówiłam ci abyś nikogo nie przyprowadzała - Lampardzica była coraz bardziej wściekła.
-Ale skąd miałam wiedzieć, że on tu przyjdzie...? - Wera starała sie jakoś wytłumaczyć Meett'ego.
-A zresztą nie będe tracić na ciebie czasu przyjdź, kiedy w końcu się zdecydujesz - Lampardzica spojrzała na małą, przenikliwym wzrokiem tak, że dreszcze przeszły jej po plecach. Wera jeszcze chwilę stała przyglądając się skale, przy której znikła lampardzica. Następnie, spuściła łep i szepcząc coś pod nosem, odeszła w chowając sie w zaroślach. Tam jednak czekała na nią nispodzianka. Kiedy odsłaniała sobię łapą, wysokie trawy, ujrzała przed sobą pyszczek Meett'ego.
-Czego jeszcze chcesz ?! - rzekła mała lampardzica, rzucając w stronę lwa ironiczne spojrzenie.
-Czego ona od ciebie chciała? I na co miałaś się zdecydować?... - mały zadawał coraz bardziej nie wygodne pytania.
-Nikt ci nie mówił, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? A pozatym to nie twoja sprawa, lepiej pilnuj swojego ogona... - rzuciła na koniec Wera po czym odeszła. Meetty podniósł łep, i chwile stał w bezruchu, następnie bogiegł w drugą stronę, co jakis czas spoglądając za siebie.Meetty postanowił opowiedzieć o tym swojej przyjaciółce, panterze Rotty.
- Cześć Rotty - powiedział zdyszany.
- Cześć, co się stało? - spytała pantera.
- Zarz ci opowiem...
Meetty opowiedział Rotty wszystko, co usłyszał.
-I co o tym myślisz? - Metty spojrzał na pytająco na Rotty.
-Wydaje sie podejrzane... - Panteraz zamyśliła się na chwilę.
-No i...? - Lwiątko chciało dowiedzieć się co o tym wszystkim sądzi jego przyjaciółka.
-Ale nie możemy jej tego zabronić... - Po chwili ciszy pantera wreszcie odpowiedziała. Dumna ze swoich słów, uniosła lekko łep do góry, uśmiechając się do Mett'ego.
Meetty zauważył nagle na grzbiecie Rotty znak w kształcie litery "Z".
- R.. Rotty, patrz! - lwiątko wskazało na znak na grzbiecie Rotty.
- Hę? Co to? Skąd to się wzięło? - pantera uważnie przyglądała się znakowi. Nagle sobie coś przypomniała - Yyy, Meetty, muszę już iść, pa!
- Pa! - Młody lewek popatrzył chwilę na oddalającą się przyjaciółkę, i poszedł w swoją stronę.
Co jej jest??-Pomyślało lwiątko po czym zasnęło.
Wera szła przed siebie, wpatrzona gdzieś w horyząt. Wtedy zza zarośli wyskoczyła Rotty, widać spieszyło jej się, bo niezwalniała kroku. Obie były zamyslone i pewnie dlatego niezauważyły siebie nawzajem. Wpadły na siebie i Wera wylądowała na ziemi.
-Eh... uważaj jak chodzisz... - Lampardzica powoli wstała aby przyjrzeć się, jak to uważała "sprawczyni wypadku".
-Co? A... no... przepraszam... -Rotty szyko wstała i znikneła w trawie.
A Wera nadal szła przed siebie.....
"Co jej się stało?" pomyślała Werane.
Tymczasem w jaskini Kii i Amitae znów się pokłuciły.
- O co ci chodzi?! Odczep się ode mnie! - Krzyczała Amitae
- Zachowujesz się jak lwiątko, ciągle się o coś obrażasz... Wydoroślej!!!!!!!!!
-To ty WYDOROŚLEJ!!!!!!!
- Lepiej mnie nie denerwuj, boo.... - zaczęła grozić Kii.
- Bo co, uderzysz mnie?!? - Ami uderzyła lwiczkę w pysk.
Kii nie spodziewała się tego po siostrze. Przecież były przyjaciółkami?! A z przyjaciółmi się tak nie postepuje?! Lwica, nagle dostała przypływu złości. Ale tłumaczyła sobie, że nie zachowa się tak ja Ami. Po prostu wybiegła z jaskini.Amitae spojrzała na ssiostrę, i pomyślała "Niech sobie idzie, nikt jej tu nie potrzebuje!". W głębi duszy wiedziała jednak, że źle zrobiła. Kii siedziała przed jaskinią i płakała. "Dlaczego ona taka jest?" pomyślała, i po chwili zasnęła...
Wera, przywędrowała do jaskini, przed którą leżała zapłakana Kii.
-Ciekawe co się stało? - pomyślała lampardzica, odwracając się i odchodząc. Szła jesze kilka minut, wreszczie znalazła drzewo, na którym planowała zasnąć. Jednak odrazu odechciało jej się spać, gdy ujrzała przyczajoną Rotty.
-Czeka na kogoś? - do małego łepka lampardzicay, zaczło nasówać sie mnóstwo pyań.
-Może się temu bardziej porzyjrze? - Wera zeskoczyła z gałęzi, i zaczeła się skradać.
Sprytna pantera Rotty jednak zaraz zauważyła Werę i przygniotła ją.
- Czego chcesz ode mnie? - zapytała Rotty.
- Niczego... - Wera zrzuciła z siebie panterę i schowała się w pniu drzewa.
-To dalczego za mną łazisz ? - rzuciła Rotty. Lampardzica, wzieła głęboki oddech i zacisneła ślepia.
-Mam dość, źe wszyscy mna pomiatają! - wykrzykneła, wychodząc z drzwa. - Już nawet tu mi nie wolno przebywać ?! - wypowiadając te słowa Wera czuła ogromną złość do świata, a przedwszystkim do swoich rówieśników.
Lampardzica z kturą wcześniej rozmawiała Wera siedziała na drzewie i wszystko obserwowały. Werane i Rotty nie zauważyły jej obecności.
- Nikt tobą nie pomiata! Po prosatu ty jesteś zamknieta w sobie i z nikim się nie zadajesz! - powiedziała pantera.
- Ja??? Zawsze ja, wszystko to moja wina... - lampardzica Werane odeszła i gdy była już dosyć daleko wybuchnęła płaczem.
Rotty, jeszcze przez chwile obserwowała Were, po czym spuściła łepek, i zaczeła węszyć w trawie. Coś wyczuła, jedna nie dokońca wiedział co. Spowrotem podniosła łep, rozglądając sie wokoła. Panowała cisza, wiatr powiewał źdźbłami traw, i szeleścił liśćmi na drzewach. Pantera, odwróciła sie i odeszła. W tym czasie Wera wycierała łapą, oczy mokre od łez. Teraz była jeszcze bardziej wściekła niź wcześniej, jednak chciała opanować emocje. Nagle Were przysłonił cień. Mała podniosła głowe i ujrzała czerwone oczy lampardzicy.
- No i znowu się zbłaźnijaś - powiedziała spokojnym głosem lampardzica.
- Gront(imię lampardzicy), ja nie chciałam - odpowiedziała wystraszona Wera.
- Jak tak dalej pójdzie, to nigdy ci się nie uda - Gront zdarła korę z drzewa.
Wera spuściła łepek.
-Przepraszam... - wyszeptała mała lampardzica, po czym położyła łepek na łapach. Ale to ona mnie sprowokowała... - próbowała się wytłumaczyć.
-Eh... skończ z tymi wygłupami i skup się wreszcie - Gront spojrzała ostro na Were
-Przecież się nie wygłupiam! - zaprotestowała mała, jednak po chwili sie uspokoiła. -No dobra ale mam już tego wszystkiego dość... - Wera wysuneła pazury, chcą pokazać, że ma własne zdanie, i nikt tego nie zmieni... Nikt prócz Gront.
Młoda loampardzica zaatakowała Gront, jednak szybko wylądowała posiniaczona pod drzewem.
- Zapamiętaj, nigdy mi się nie sprzeciwiaj - powiedziała Gront i zniknęła w zaroślach.
-Phi!!!
Wera tylko tkiła.
-Ale się boję!
Jednak po chwili przeszył ją zimny dreszcz.
- Yyy, no to może ja już sobie pójdę - powiedziała cicho i pobiegła do jaskini.
- Bój się, taak... - szepnęła sama do siebie Gront.
Wera, obejrzała się za siebie. Poczuła tylko przenikliwy wzrok lampardzicy. Małą przeszły dreszcze. Nie sprzeciwiła by się przezież lampardzicy! Raczej nie... Chiała się jakoś zbliżyć do Gront, jednak wszystkie jej próby, zakończone były niepowodzeniem. Może dlatego Wera nie pozwalała innym poznać się bliżej. Młoda lampardica ponownie zaatakowała Gront. Gront miała już powoli tego dość. Uderzyła Werę w pysk i znikła w zaroślach. Po kilku godzinach Werane obudziła się i zaczęła szukać lampardzicy.
- Gdzie ona się podziała?? - mówiła cicho.
Wera szukała i szukała, ale jej nie znalazła.
Wkońcu postanowiła krzyknąć:
_Gront,gdzie jesteś!!????_
Ale odpowiedziała jej tylko cisza.........
- Wyjdź i walcz! - krzyczała, choć wiedziała, że i tak nie ma szans jej pokonać, i gorzko zapłaci za to, że się jej przeciwstawiła.
***
Tymczasem Amitae i Kii wciąż były na siebie obrażone. Seanyla podeszła do swojej córki, Ami.
- Co się stało? Dlaczego twoja siostra Kii siedzi przed jkaskinią i płacze?? - spytała Seanyla.
- Obraziła się na nmie i pobiła mnie, a jak chciałam się pogodzić to znów mnie uderzyła i się popłakała - skłamała lwiczka.
Seanyla zadumała się. Po chwili wyszła z jaskinii do Kii. Amitae w napięciu siedziała cicho i nasłuchiwała. Serce biło jej coraz szybciej i szybciej.
-Amitae!
Ami usłyszała krzyk matki. Wiedziała, co to oznacza. I wiedziała również, co ma teraz zrobić...
-Amitae! Dlaczego mnie okłamałaś?!
Seanyla weszła do jaskinii. Ami zręcznie ją minęła i uciekła jak najdalej od stada. Nie wiedziała, że ktoś ją obserwuje. Większy od lwa i silniejszy... Gdy mała zatrzymała się, zdyszana, w wysokiej trawie usłyszała jakiś szelest. Wpatrzyła się uważnie w roślinność...Serce zaczeło jej coraz szybciej bić. Nie do końca wiedziała co ma zrobić. Przecież niemiała sie czego obawiać!... Prawda?...
W tym czasie Wera znalazła niewielka skałę i schroniła się w jej cieniu. Była zła na siebie, za ten nieumyślny atak, jednak głęboko w sercu czuła, że musiała to zrobić.Wera myślała co ma robić.
Ale Gront chciała zemsty..... Przyczaiła się do małej, tuż za skałą. Wera była tak pogrążona w myślach, że nawet nie zauważyał Gront. Już była gotowa do skoku, kiedy Wera nagle coś poczuła. Zaczeła rozglądać się wokoło. Lampardzica, przyjeła postawę gotową do ataku i tak właśnie zrobiła. Wyskoczyła zza skały i przygniotła lampardzice.
-Wrr... Już więcej tak nie rób... - Jej głos był zimny, zdawało się jakby Gront nie miała uczuć. Wera czasem tak myślała, i teraz zdawało jej się to pewne. Mała przygnieciona ciężarem dorosłej lampardzicy, nie mogła się ruszyć.
-Z-z-zos-t-t-aw-mnie - wyszeptała z trudem Wera. - Bo-po-ża-łł-uje-sz... - Mała zmrużyła oczy, wzieła głęboki oddech i jedny ruchę łapy zostawiła trway ślad na pysku lampardzicy. Krople krwi sączyła się na Were. Jeszcze bardziej zezłoszczona Gront, zatopiła kły w karku małej, po czym szybko odbiegła. Lampardzica z trudem wstała. Starała się zatamować łapą krew, jednak na wiele się to nie zdało. Krew lała się z rany coraz bardziej. Dla małej lampardzicy był to zbyt duży wysiłek. Nie mogła iść dalej. Upadła przy skale i z trudem wczołgała się na nią.
- Pomocy!!! Ratunku!!! - zaczęła wołać, nagle zza krzaków wyskoczyła pantera Rotty.
-C-co ci się stało? - Rotty spojrzała z zaciekawieniem i litością na Were.
-Eh... nic, to znaczy... - Lampardzica nie wiedziała jak zacząć. Nagle poczuła ogromny ból. Ledwo trzymała się na łapach. Pantera podbiegła do niej, przytrzymując ją.
-Pobiegne po pomoc, poradzisz sobie? - spytała zmartwiona Rotty
-Nie! To znaczy, poradze sobie, ale nikogo nie wołaj... - Mała spuściła łepek. Kto niby miał by jej pomuc?! I tak nikt jej do końca nie znał...
Rotty zaniosła Werę do pnia pobliskiego dzrewa.
- Poczekaj tu, zaraz przyjdę - Rotty pobviegła do jaskini po pomoc i po chwili wróciła z kilkoma lwami i lwicami.
-Mówiłam ci abyś nikogo nie przyprowadzała... - Wera spojrzała złowieszczo na pantere. "Dlaczego nikt mnie nie słucha ?!" pomyślała mała po czym z trudem wstała.
-Nie ruszaj się, musisz teraz na sie.. - Zaczeła Rotty.
-Nic nie muszę... - rzuciła z pogardą lampardzica, powoli odchodząc, kryjąc ból.
-A idź sobie, nie to nie! - wykrzyczała zezłosczona pantera, odwracając sie w drugą stronę.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin